Niedziela, msza, siedzi w pierwszej ławce,
w kościele modlitwa, a on jak na "kawce",
rozgląda się dookoła, czy go wszyscy widzą,
ci co go znają, ale też ci, co się nim brzydzą.
On nie przychodzi tutaj dla z prawdziwej wiary,
on chce się pokazać, w niedzielę, jaki on wspaniały,
jaki to dobry katolik w jego ciele gości,
a nie widzi swojej - ukrytej podłości.
Zaraz po kościele - bar ma na swej drodze,
nie umie sobie odmówić - kielicha na co dzień,
toteż, tam dopiero czuje się wspaniale,
jak w gardło wlewa - ordynarną charę.
Minie kilka godzin, do domu dociera,
jak jest nie dopity, bierze go cholera,
sypią się gromy i same wyzwiska,
i tego słuchają jego, biedne dzieciska.
Żona się już wcale nawet nie odzywa,
bo wtedy ją bije, a potem przezywa.
Takich mamy w Polsce - sporo katolików
co mają dwie twarze - "aniołów i diablików".
|